Z miłości do zwierząt. ZOO w Borysewie. Historie naszych klientów.

Rozmawiamy z Andrzejem Pabichem, właścicielem ogrodu zoologicznego Zoo Safari Borysew. 

Jestem ciekaw, ile Pana kosztuje utrzymanie Zoo Safari w Borysewie? 
Miesięcznie blisko 600 000 zł. Sporo, prawda? Ale, trzeba spojrzeć na te wydatki przez pryzmat zwierząt. Mamy w Zoo wspaniałą fokę Dawida, samca. To bardzo sympatyczny Pan, który uwielbia ryby, zwłaszcza śledzie. Zimą zjada ich 21 kg, latem 10 kg dziennie. Co w skali, roku oznacza około 6 ton śledzi za kwotę około 30 tyś. zł. Sama ryba oprócz tego suplementy i opieka. Dawid jest sam, z uwagi na zakaz rozmnażania foki szarej. Dlatego wymaga codziennych kilku treningów medycznych i behawiorystycznych aby być w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej. Mówimy w tej chwili o jednym zwierzęciu. Nasze drapieżniki zjadają dziennie w granicach 4-5 kg mięsa na jednego osobnika do tego trzeba doliczyć suplementy diety, preparaty odrobaczające i opiekę weterynaryjną. Nie mówimy tutaj o specjalistach od psów i kotków ale o weterynarzach mających wiedzę o zwierzętach egzotycznych. Wbrew pozorom jest bardzo mało takich specjalistów w Polsce. Dlatego utrzymanie ogrodu zoologicznego wiąże się z bardzo wysokimi kosztami utrzymania. 

Ciśnie się na usta pytanie, czy na pewno nie żałuje Pan decyzji o stworzeniu Zoo Safari w Borysewie, biorąc pod uwagę niepewność, która towarzyszy takiemu przedsięwzięciu. To jest jednak loteria – czy dzięki sprzedanym biletom zarobi Pan na utrzymanie zwierząt i wypracowanie zysku. 
Nie, nie żałuję. Zgadza się, że zoo jest skomplikowane. Ale przede wszystkim, nie traktuję Borysewa jako czystego biznesu. Gdybym myślał w tych kategoriach, zostałbym przy tym co robiłem wcześniej. Interesy zacząłem w latach 90. ubiegłego wieku od handlu hurtowego artykułami spożywczymi i obrotu nieruchomościami. Ciężką pracą dorobiłem się wtedy pieniędzy, które zainwestowałam w nieruchomości w Łodzi i w Borysewie. Na pewnym etapie mojego życia zawodowego czynsze z wynajmu, zapewniały mi godziwe życie. 

I zrezygnował Pan z wygodnego życia, stawiając na prywatne zoo? Dlaczego? 
Po części z miłości do zwierząt. Zaczynałem od akwarium z rybkami, później były dwa, aż skończyłem na akwarium z kajmanami (śmiech). Zoo w Borysewie to w pewnym sensie pomysł mój i mojego starszego syna Darka. Darek pasjonuje się zwierzętami, ma bardzo dużą wiedzę o wielu gatunkach egzotycznych zwierząt. Zawodowo współpracuje z ogrodami zoologicznymi w Polsce i w Europie - zajmuje się transportem zwierząt. Widział jak funkcjonują prywatne ogrody zoologiczne na zachodzie Europy. Zaczęliśmy o tym rozmawiać, w końcu pojawił się pomysł: zróbmy po swojemu. Zajmijmy się hodowlą i załóżmy zoo. Zaczęliśmy gromadzić zwierzęta ale od razu zaznaczę, nie było wśród nich drapieżników. 

Dlaczego? 
Trzeba mieć na nie specjalne pozwolenie. Ale do tego dojdziemy, bo to jest, proszę mi wierzyć, też osobna historia. Zoo powstało w 2008 r. Pierwszym lokatorem był kucyk Maciek. Z biegiem czasu do Maćka dołączyły ptaki zarówno wodne jak i ozdobne. Ale hodowla to jedno, a ogród zoologiczny to zupełnie coś innego. Nasza niewielka wówczas ekspozycja tak bardzo spodobała się zwiedzającym, że zaangażowaliśmy się na 100% w tworzenie ogrodu zoologicznego. Z biegiem czasu informacja o zwierzętach w Borysewie zaczęła cieszyć się dużym zainteresowaniem i wielką aprobatą miłośników zwierząt. Uzyskaliśmy pozwolenie na ekspozycję zwierząt hodowlanych, tu zaznaczę bez drapieżnych.

Motyw drapieżnych zwierząt, a raczej kłopotów związanych z ich ekspozycją w zoo słyszę o tym od Pana po raz drugi. Proszę opowiedzieć, na czym polegał problem.
Kiedy w 2008 r. ruszyliśmy z niewielką wówczas ekspozycją, mieliśmy 36 gatunków zwierząt. Sam projektowałem dla nich wybiegi, sam o nie dbałem, sam wymyślałem atrakcje dla odwiedzających. Mimo, że sezon rozpoczęliśmy późno, zainteresowanie ze strony zwiedzających było spore. Kiedy po raz pierwszy napisały o nas gazety: „słuchajcie jest takie miejsce w Borysewie, gdzie w prywatnym zoo, można oglądać zwierzęta”, wiedziałem, że pomysł wypalił. Ale wiedziałem też, że ludzie kochają drapieżniki, lubią lwy i tygrysy. Tylko, żeby je hodować i eksponować, trzeba mieć status ogrodu zoologicznego.

Kiedy to było?
W 2009. r. złożyliśmy stosowane dokumenty i zacząłem dokupywać sąsiadujące z nami nieruchomości i przygotowywać wybiegi dla kolejnych zwierząt. W międzyczasie pojawiła się możliwość zdobycia na ekspozycję tygrysów bengalskich. Liczyłem, że dostanę w końcu odpowiedź z ministerstwa, zanim drapieżniki do nas dotrą.

Białe tygrysy i lwy.
Znakomite posunięcie marketingowe…Uwierzy Pan, że nie myśleliśmy w tych kategoriach? Oczywiście białe drapieżniki są piękne, za ich niezwykłe umaszczenie odpowiada gen recesywny, przyciągają wzrok, ale nie myśleliśmy, że prasa po ich sprowadzeniu zrobi nam aż taką reklamę. Pierwsze pojawiły się białe tygrysy, po nich lew Sahim, później lwica Azira. 

To one są rodzicami pańskiego stada? 
Tak. Jestem z nich bardzo dumny. Nie tylko dlatego, że mają piękne potomstwo. Wie Pan, Sahim podchodzi do mnie i nadstawia kark do pogłaskania. To niezwykłe uczucie. Ale duma rozpiera mnie też z innego powodu. Dzieci naszej pary to blisko 15 procent populacji białych lwów na świecie. A szczególnie jestem zadowolony z tego, że potrafiliśmy stworzyć im odpowiednie warunki do rozmnażania. Paradoksalnie to właśnie owe narodziny rozreklamowały nas nie tylko w Polsce, ale i na świecie m.in. w Japonii i USA. Pisały o nas m. in. „The Times”, „The Guardian” i „The Washington Post”. 

Wrócę jeszcze do tematu utrzymania zoo. Wiem, że sprzedał Pan nieruchomości w Łodzi, a nawet kolekcję obrazów, po to, żeby zainwestować w ogród zoologiczny. Ale pieniądze pozyskał Pan także z Łódzkiej Agencji Rozwoju Regionalnego. 
Tak, chodziło o kredyt na budowę wybiegu dla lwów. Nie ukrywam, że gdyby nie ŁARR nie wiem, czy udałoby mi się zacząć inwestycję związaną z ekspozycją lwów i żyraf. Ciężko było przekonać banki do udzielenia mi kredytu na prywatny ogród zoologiczny. Pomocną rękę wyciągnęła do nas Łódzka Agencja Rozwoju Regionalnego wierząc w powodzenie Ogrodu Zoologicznego Zoo safari Borysew. Otrzymałem preferencyjne pożyczki i udało mi się wybudować za to wybiegi dla białych lwów i żyraf. 

Zachwyciły mnie w Pana ogrodzie również gady…. 
Tak mam wspaniałe stado krokodyli nilowych, które do niedawana można było podziwiać tylko w sezonie letnim. W tym roku na długi majowy weekend oddałem do użytku nową inwestycję jaką jest rezydencja zimowa tych gadów. Pozwala to naszym zwiedzającym na oglądanie tych przepięknych zwierząt przez cały rok. Dumny jestem również z naszych aligatorów, które można podziwiać na Świecie Wodnym, który tworzyłem przez 3 lata a do użytku został oddany w 2018 roku. Oprócz aligatorów można tam również podziwiać lemury, kilka gatunków małp, ptactwo wodne. Zwiedzanie odbywa się po pomostach nad lustrem wody bądź rowerami wodnymi pływając wokół wysp zamieszkanych przez lemury i małpy. 

Na koniec chciałbym zapytać czy ma Pan jeszcze pomysły jak zaskoczyć miłośników i wielbicieli Zoo Safari w Borysewie?
Mimo iż w tym roku kończę 70 lat w mojej głowie jest mnóstwo pomysłów a moja wyobraźnia nie ma granic w podążaniu do najbardziej atrakcyjnego ogrodu w Europie a może nawet na świecie. Jedyne co mnie ogranicza to środki finansowe. Gdybym mógł pozyskać stałe dofinansowania roczne tak jak państwowe ogrody zoologiczne mógłbym wreszcie w pełni się zrealizować w tworzeniu doskonałych warunków dla zwierząt jak i zachwycających oczy zwiedzających ekspozycji. 
Dziękuję za rozmowę.